Interkulturowy Uniwersytet Ludowy
Świeże spojrzenie na uniwersytet ludowy.
Pierwszy raz usłyszałem o uniwersytecie ludowym 5 lat temu, a wiec śmiało można powiedzieć, że moje spojrzenie na uniwersytet ludowy jest „świeże”.
Zawsze intrygowało mnie po co nauczycielowi podczas prowadzenia lekcji biurko.. Dla mnie biurko zawsze było barierą między prowadzącym lekcje, a uczniem. W uniwersytetach ludowych instruktor – wykładowca nie ma biurka, zawsze jest między uczestnikami. Kiedy wejdzie się na zajęcia w uniwersytecie ludowych trzeba chwilę się przyjrzeć, posłuchać, aby się zorientować kto jest uczestnikiem, a kto prowadzącym. Tak, głos zabierają wszyscy, każdy uczy się od każdego. Uczestnicy kursów i zajęć mają zróżnicowane doświadczenia, umiejętności i wykształcenie /formalne/.
Ciekawym zjawiskiem jest brak jakichkolwiek podziałów, w tym również wieku i doświadczenia. Równy start dla wszystkich, wymiana doświadczeń i uczenie się od siebie na wzajem. Zauważyłem również kultywowanie elementów charakterystycznych na poszczególnych regionów: Kaszuby – język i kultura ludowa, Wielkopolska – malarstwo, rzeźba, ikony, Zachodniopomorskie – turystyka, muzyka i elementy marynistyczne, Małopolska - rzeźba, biżuteria i haft, Mazowsze – ekologia i rolnictwo. Wachlarz ofert kursów oczywiście jest znacznie szerszy i dostosowany do potrzeb nie tylko regionu.
Uniwersytet Ludowy to nieformalna placówka edukacyjna, nieformalna i dosłownie niesformalizowana. Placówka bardzo elastyczna, mogąca odbiegać od przyjętych w edukacji sformalizowanej reguł. Uniwersytety ludowe bardzo szybko dostosowują się do potrzeb odbiorcy, są otwarte na potrzeby środowiska, elastyczne i wykorzystują swój potencjał. W uniwersytetach ludowych instruktorami – wykładowcami są nie tylko nauczyciele, ale również rzemieślnicy, twórcy ludowi, osoby mające doświadczenie i umiejętności w określonej dziedzinie. Uczestnicy kursów nie są oceniani i nie otrzymują „cenzurek”.
Oczywiście przestrzega się zasad nauczania i nagradza uczestników pochwałą, certyfikatem zdobytych umiejętności, ekspozycją prac. Uczestnicy kursów często sami stają się instruktorami i swoją wiedzę i doświadczenie przenoszą do swoich środowisk.
Najbardziej ujęły mnie w uniwersytetach ludowych pozornie niezauważalne drobiazgi:
Szacunek dla każdego i docenienie każdej pracy. Podczas uczestnictwa w tygodniowym kursie w Danii, przed posiłkiem pani kucharka przedstawiła przygotowane potrawy, mówiła o nich, opowiedziała jak je przygotowała i życzyła smacznego. Dyrektor placówki znalazł zawsze czas, aby się przywitać, poopowiadać o placówce, planach na bieżący dzień i wysłuchać propozycji uczestników. Wszyscy mówią sobie po imieniu i pozdrawiają się z uśmiechem. Do osoby siedzącej w kucki pod regałem i czytającej książkę zawsze można podejść i porozmawiać. Jeśli chcesz opowiedzieć o swoim kraju, albo podzielić się swoimi wrażeniami to po prostu wstajesz i mówisz, albo zapraszasz zainteresowanych po południu na ławkę w bibliotece. Kiedy przyjeżdża nowa osoba to na pierwszym posiłku zawsze jest przedstawiana i społeczność mówi: „witamy w domu Alen /Pol lub George/”. Do każdej napotkanej osoby możesz się zwrócić z pytaniem lub poprosić o pomoc. Każdego dnia wszyscy uczestnicy zbliżają się w jednym miejscu na wspólne śpiewanie. To stały element funkcjonowania uniwersytetów ludowych - wspólne śpiewanie. Wszystkie pracownie dostępne. Pomieszczenia nie są zamykane na klucz. Nie telewizorów. Biblioteka jest zawsze otwarta. Dostęp do napojów. Chcesz pomóc w kuchni, albo zaproponować własny posiłek, to zawsze jesteś mile widziany. W każdym zakamarku przytulne siedzisko, książki i prace uczestników kursów.
Bardzo mnie ujęło w Danii i Niemczech, opowiadanie niektórych osób o swoich uniwersytetach ludowych. Mówili „mój dom…”, „w moim domu…”
Moim pierwszym kontaktem z uniwersytetem ludowym było uczestnictwo w rocznym kursie w VHS w Niemczech, potem drugi kurs długi również w Niemczech i podsumowując „było fajnie”. Potem zwiedziłem 3 uniwersytety ludowe w Danii i byłem zdziwiony, że „tak edukować i w takich warunkach można”. Następnie zwiedziłem 4 placówki niemieckie i jeszcze 2 duńskie. Byłem pewien, że wiem już wszystko. Jednak dopiero uczestnictwo w tygodniowych kursach w Niemczech i Danii, wspólne przybywanie z uczestnikami, pozwoliło mi „poczuć ducha” uniwersytetów ludowych.
Przez jedenaście lat pracowałem w Ośrodku Szkolno - Wychowawczym z internatem i wiem jak wspaniale można oddziaływać wychowawczo podczas wspólnej nauki, posiłków i praktycznie ciągłego przebywania razem. Jednak tu w uniwersytetach ludowych, wśród ludzi tak różnych, ma to wspaniały, pozytywny wymiar. To nie nadaje się opisać, trzeba to poczuć i przeżyć.
„Szkoła dla życia” i „uczenie się przez całe życie”. Odczułem te sztandarowe hasła uniwersytetów ludowych nie tylko uczestnicząc w kursach „długich”, ale również przygotowując w Polsce materiał fotograficzny na 100 lecie Uniwersytetów Ludowych w wolnej Polsce. Duże wrażenie na mnie zrobił pobyt w Dalkach, gdzie ksiądz Antonii Ludwiczak założył pierwszy Uniwersytet Ludowy. Duże wrażenie zrobił na mnie zatrzymany czas w pokoju księdza Antoniego. Meble, pamiątki, zdjęcia, książki, odznaczenia, rzeczy osobiste. Zdobyta nowa wiedza to działalność Czytelni Ludowych, rola Stelli Ludwiczak, historia walki o książki, historie kolejnych uniwersytetów ludowych.
W Dalkach znajduje się tablica poświęcona księdzu Antoniego z symboliczne wmurowaną ziemią z miejsca, gdzie zginął on śmiercią męczennika. Na budynku pierwszego uniwersytetu są 2 pamiątkowe tablice. W 100 lecie powstania uniwersytetów ludowych została ufundowana przez Zachodniopomorski Uniwersytet Ludowy tablica pamiątkowa w kościele w Mierzynie /zachodniopomorskie/. To co najcenniejsze pozostało po księdzu Antonim Ludwiczaku, to wdrożenie idei, która przetrwała do dziś.
Czy dostrzegam słabe strony uniwersytetów ludowych? Nie, natomiast moim zdaniem zbyt mało zauważyłem działań na rzecz cennej wartości /w Europie już chyba tylko zachowanej we Włoszech i w Polsce/ rodziny wielopokoleniowych, tradycji rodzinnych, wspólnego spędzania czasu. Skupiamy się na papierowych zabawkach świątecznych, a nie dostrzegamy wspólnoty rodzinnej. Uważam również, że podczas długich zajęć siedzących, debat, wykładów zapominamy o ruchu i nie mam tu na myśli „gimnastyki wśródlekcyjnej”, ale przerywniki w formie śpiewu połączonego z ruchem i oddechem. W wielu placówkach pytałem o przerywniki w zajęciach „dla zdrowia i ciała” i otrzymywałam odpowiedzi:
· przecież rano śpiewaliśmy,
· w zeszłym tygodniu były zajęcia z jogii,
· mamy tam przecież boisko i sale gimnastyczną…
Te odpowiedzi mnie nie zadawalały i jako pasjonat dr Henryka Jordana widzę tu pewną lukę. Oczywiście nie we wszystkich uniwersytetach ludowych.
W Polsce Uniwersytety Ludowe powoli się odradzają, ale czy wszystkie posiadają cechy prawdziwego uniwersytetu ludowego? Warto czynnie przeżyć kurs internatowy w prawdziwym uniwersytecie ludowym. Te najbardziej „prawdziwe” działają w Ogólnopolskiej Sieci Uniwersytetów Ludowych.
Jak wygląda dzień w szkole dla życia?
· rano indywidualny spacer, kąpiel w morzu lub ćwiczenia na świeżym powietrzu,
· przywitanie przed śniadaniem, przedstawienie dnia, propozycje zmian w planie i swobodne wypowiedzi,
· śniadanie w formie bufetu /brak nakazu ciszy/,
· wspólne śpiewanie,
· zajęcia programowe, od papieroplastyki, gliny, szycia, wykładów, aż po stolarstwo, kuźnię, pieczenie, wypalanie. Są również kursy konkretnych umiejętności, które są pewnym cyklem programowym,
· obiad w formie bufetu, mięsny, bezmięsny i zawsze kolorowy w warzywa,
· cykl zajęć wewnętrznych, na zewnątrz i wycieczki programowe,
· kolacja i dzielenie się wrażeniami,
· śpiewanie, muzykowanie, ognisko, spotkania, rozmowy …
Czy to sztywny program dnia w szkołach dla życia? Absolutnie nie! To placówki nieformalne i elastyczne. Wszystkiego można się spodziewać i wszystko się może zdarzyć. Wiele kursów jest intensywnych i nastawionych na zdobycie konkretnej umiejętności. Kończą się certyfikatem i chętni mogą dodatkowo zdobyć uprawnienia rzemieślnicze.
Czym są dla mnie, nauczyciela z 30 letnim stażem uniwersytety ludowe? Początkowo odczułem zdziwienie, że można kształcić inaczej. Teraz próbuję wdrażać pewne idee dostrzegając ważną prawdę, że „uczenie się to proces, który trwa całe życie”.
Przyszłość polskich uniwersytetów ludowych? Przy wspomaganiu rządu i zachowaniu bezpłatnych kursów, moim zdaniem powinna się zwiększać ilość placówek. Nowe wyzwania to sieciowanie placówek, aby informacja o kursach była szeroko dostępna taj jak jest to w Niemczech i krajach skandynawskich oraz nowe formy zajęć w ramach zapobiegania zwolnieniom lekarskim, stresowi, nerwicom, czyli tzw. wypaleniu zawodowemu. Zajęcia kilkudniowe dla pracowników są już organizowane przez niemiecki uniwersytety ludowe /HVHS/ i cieszą się sporym powodzeniem.
Jarosław Kwiatkowski
Interkulturowy Uniwersytet Ludowy
コメント